Wszystkiemu winny jest Zygmunt Freud, austriacki neurolog i psychiatra, który w 1905 roku wysnuł teorię nie podpartą naukowymi wynikami, według której jedyną dojrzałą formą osiągnięcia satysfakcji seksualnej przez kobietę, jest orgazm pochwowy. Orgazm łechtaczkowy, zwany przez Freuda dziecięcym, jest według jego teorii niedojrzałą formą szczytowania. Ten pogląd na wiele lat wpędził miliony kobiet w kompleksy i to całkiem bezpodstawnie.
Na szczęście w latach 60. poprzedniego wieku para pionierskich badaczy William Masters i Virginia Johnson, zbadała ponad 10 tys. amerykańskich orgazmów i doszła do wniosku, że stymulacja łechtaczki jest głównym czynnikiem wyzwalającym orgazm, bo ten organ jest najsilniej unerwionym i najwrażliwszym miejscem kobiecego ciała. Odkryli, że przeciętna Amerykanka, która wzięła udział w badaniu, podczas jednej sesji łóżkowej, była w stanie odczuć od trzech do pięciu orgazmów, następujących jeden po drugim. Te wyniki badań zrehabilitowały łechtaczkę. Dziś do tego rodzaju satysfakcji przyznaje się 60-70 procent aktywnych seksualnie kobiet.
Zobacz nasz redakcyjny test feromonów:
Dodatkowo kilkanaście lat temu naukowcy odkryli, że łechtaczka jest dużo większa niż sadzono i podobnie jak w członku, występują w niej ciała jamiste, które oplatają pochwę, uciskając ją w trakcie podniecenia, czasem, więc trudno powiedzieć, co jednoznacznie doprowadza kobietę do rozkoszy.
Reklama
Orgazm pochwowy i punkt G
Z innych badań przeprowadzonych w USA wynika, że 40 procent kobiet przeżyło pierwszy orgazm w czasie masturbacji, 29 procent w czasie pettingu, 27 procent w trakcie stosunku, 5 procent podczas snu, a 1 procent w trakcie fantazjowania. To pokazuje, że osiągnięcie orgazmu pochwowego wcale nie jest takie proste i potrzeba czasu, żeby się go nauczyć.
Dzieje się tak dlatego, że ściany pochwy są mniej ukrwione, a dodatkowy kłopot może sprawiać odnalezienie tajemniczego punktu G, który w dużej części odpowiada za rozkosz podczas stosunku. Odkryty w latach 70. przez Ernesta Grafenberga zgrubiały splot zakończeń nerwowych, umiejscowiony jest na przedniej ścianie pochwy, około 5-7 cm od wejścia. Odpowiednio stymulowany prowadzi do orgazmu pochwowego.
Podczas ćwiczeń można próbować odnaleźć to miejsce i systematycznie je pobudzać. Pomogą w tym niektóre pozycje seksualne, np. pozycja na jeźdźca, czy pozycja misjonarska, ćwiczenia mięśni Kegla i masturbacja. Z najnowszych badań wynika też, że kobiecie łatwiej nauczyć się orgazmu pochwowego, jeśli penis partnera jest większy. Przy mniejszym członku głęboką penetrację pochwy ułatwi pozycja z wysoko uniesionymi nogami i prezerwatywa z wypustkami.
Każdy orgazm jest dobry
Niezależnie jednak od efektów tych prób trzeba pamiętać, że orgazm pochwowy nie jest ani lepszy ani gorszy, od tego wywołanego stymulacją łechtaczki, jest po prostu inny.
Czasem może być nieco dłuższy, ale co do tego też nie ma pewności, bo orgazmy łechtaczkowe również mogą się od siebie różnić intensywnością, w zależności od pory dnia, czy aktualnej kondycji psychicznej kobiety. Bez względu na źródło pochodzenia, zdarzają się orgazmy bardzo intensywne, słabsze lub bardzko krótkie, tzw. orgazmy mini.
Pamiętajmy, że każdy orgazm dobroczynnie wpływa na zdrowie kobiety. Potrafi zdziałać cuda u pań cierpiących na migreny, bóle menstruacyjne czy zespół napięcia przedmiesiączkowego. Podczas szczytowania w mózgu uwalniają się endorfin, które działają jak środki przeciwbólowe i dają efekty porównywalne z zażyciem dwóch tabletek aspiryny. Potrafią nawet na jakiś czas złagodzić bóle artretyczne i powstałe po urazach. Dodatkowo orgazm dba o szczupła sylwetkę, bo osoby zakochane, które często uprawiają seks, nie mają apetytu na słodycze.